Gdyby chcieć zrozumieć angielską nazwę, można by znaleźć tłumaczenia takie jak: sprężystość, odporność, a w odniesieniu do ludzi jest to (za: http://www.charaktery.eu/slownik-psychologiczny/R/190/Resilience-(ang)/): “...zespół umiejętności, które pozwalają nam skutecznie radzić sobie z dużym stresem, jak utrata pracy, poważna choroba czy śmierć kogoś bliskiego, odbijać się od dna po takich dramatach. (...) Obok zdolności wzbudzania w sobie pozytywnych emocji, na szczególną odporność, jaką jest resilience, składają się: zdolność tworzenia realnych planów i podejmowania kroków ku ich realizacji, pozytywny obraz siebie i przekonanie o swoich możliwościach, umiejętność radzenia sobie z silnymi uczuciami i impulsami oraz budowania wspierających relacji z innymi ludźmi. “
Spotkania w pracy nie mają na celu (ufff!) analizy psycho-terapeutycznej naszych osobowości, doświadzceń i traum, a raczej mają polegać na swobodnej dyskusji w małym gronie, wymianie zdań, podrzuceniu pomysłów na temat, co robić, aby w życiu dobrze sobie radzić.
Pierwsze spotkanie było poświęcone trosce o nas samych. Czyli czy w ogóle dbamy o siebie? Czy myślimy o sobie, czy umiemy zatroszczyć się o tego tak dobrze nam znanego człowieka, czyli siebie samego?
Dało mi to do myślenia, przyznam szczerze. Kazało zastanowić się nad moją dietą (oj!), sprawnością fizyczną (olaboga!), ilością snu, zdrowiem, czasem poświęcanym na wypoczynek (jakkolwiek by go nie rozumieć), radzeniem sobie ze stresem i przynoszeniem go po pracy do domu.
Coż, otwarcie przyznaję, mogłoby być dużo lepiej.
A żeby zacząć coś zmieniać, nie do końca wystarczy sobie coś założyć (przynajmniej mnie to idzie opornie).
Pod koniec spotkania obejrzeliśmy krótki film: http://www.ted.com/talks/matt_cutts_try_something_new_for_30_days (zerknijcie, jeśli macie 3 minuty) i okazał się nie tylko fajną inspiracją, ale także małym wyzwaniem-zabawą.
Wystarczy założyć sobie, że przez następne 30 dni (nie musi być dłużej, żeby się nie zniechęcić) zrobię coś dla siebie, do czego podjęcia dotychczas brakowało mi przekonania, energii, czy odwagi. Nieważne co to będzie, ale ważne jest, żę tak sobie zaplanuję, spróbuję, odważę się, zmotywuję do tego.
Ja sobie obiecałam, że codziennie wieczorem będę robić brzuszki (już czuję tego bolesne skutki) i mam zamiar mój challenge ukończyć.
Na stronie thoughtbrick.com znalazłam kilka pomysłów, może któryś z nich i Was zainspiruje?
Dajcie znać, jak Wam idzie :)!