Mediolan - za czym (raczej) nie tęsknię...
Za widokiem z okna mojego mieszkanka (zdjęcie obok). Mediolan to też szara rzeczywistość.
Za karaluchami (albo czymś w każdym razie bardzo podobnym), które pojawiają się w mediolańskich mieszkaniach, gdy zapada ciemność i nigdy nie wiadomo, czy zaskoczą cię w kuchni, czy w łazience, a żadne metody ich wyplenienia nie działają.
Za słabo uszczelnionymi oknami, małymi kaloryferami, zimnymi mieszkaniami i bardzo częstym grzybem na ścianach. Włosi chyba nie są specjalistami od ocieplania domów i najwyraźniej każdorazowo dają się zaskoczyć zimie ;).
A jeśli dołożymy do tego ceny za wynajem, czyli ok. 500 euro miesięcznie za pokój jednoosobowy, to sentyment nieco topnieje…
Mediolan to również dwu-, trzydniowe ulewne deszcze, podczas których nie da się wyjść na miasto, żeby nie przemoknąć na suchą nitkę! Deszcze zalewają metro, zielona linia - najbardziej podatna na podtopienia - staje w miejscu i najlepszym rozwiązaniem jest niewyściubianie nosa poza drzwi.
A właśnie drzwi - ceny usług (ślusarskich i nie tylko) przyprawiają o szybsze bicie serca… tak jak np. w historii opisanej tu: https://cantgobacknow.wordpress.com/2013/12/13/pogotowie-slusarskie/
Gdy serce już nieco zwolni tempo po uregulowaniu należności z panem ślusarzem, deszcz ustąpi, wychodzimy wreszcie na ulice, gdzie zapach spalin, brak wiatru i wszechobecny pył dają nam do myślenia: co nas, u licha, podkusiło, żeby mieszkać w dużym mieście.
Brudne ulice, droga żywność, dość wysokie koszty utrzymania i… nigdy niemalejące kolejki na włoskich pocztach zdawałyby się sugerować, że tu nie da się żyć.
Na pocieszenie mamy włoskie lody (pycha!) i pizzę… za którą, no cóż, nie tęsknię. Wolę tę polską. Tak, tak, wiem, to podobno bluźnierstwo, ale tak twierdziłam już śmiało przy moich włoskich przyjaciołach i zdania nie zmieniłam :D.
A gdyby się to komuś nie podobało, to zawsze można zastrajkować, przecież strajki wpisane są na dobre w codzienność życia we Włoszech, co 3, 4 tygodnie miejskie środki transportu zawieszają na 1 dzień swoją działalność, czasem strakuje tylko Mediolan, czasem całe Włochy. Wsiadasz do pociągu, który (jeśli nawet odjedzie) stanie w połowie drogi. Jedziesz do kogoś w odwiedziny, ale nie masz żadnej gwarancji powrotu, rezerwujesz bilet na lot i trzymasz mocno kciuki, żeby tego dnia nie strajkowano.
Life is brutal we Włoszech… a mimo to się tęskni...