Tym razem doprowadzenie się do ładu o poranku zajęło mi nawet mniej niż moje zwyczajowe 25 minut, zarzuciłam czerwony płaszczyk na siebie, na ręcę wsunęłam rękawice, a na głowę zarzuciłam szalik. Temperatura w nocy musiała mocno spaść, bo włączyło się ogrzewanie w mieszkaniu, mimo że miało ruszyć dopiero, gdy wewnątrz będzie poniżej 16 stopni. Czy naprawdę jest już jesień?
Tak, jesień spokojnie czekała na mnie na zewnątrz. Mgła bardzo malowniczo otulała bloczki mojego osiedla, a lampy rzucały przyćmione światło.
Do pracy dojeżdżam z kolegą, do naszego umówionego rondka mam 15 minut pieszo. Ruszyłam przed siebie...i szłam jak oczarowana. Świat wyglądał magicznie, świątecznie. Ulicą Wysoką i Akacjową przejeżdżały sporadycznie samochody, ale dla niektórych to już był zaawansowany dzień pracy.
Pan z cukierni zaparkował przed spożywczym i podawał pani sklepikarce skrzynię pachnącą świeżym chlebem. Obok przejechała furkocząca, wcale niecicho, ciężarówka śmieciarza. Jacyś dwaj koledzy szli żwawym krokiem do pracy, opowiadając sobie historie weekendowe. Szkoła Pijarów i otaczające ją budynki, które mijam każdego ranka, tym razem wyglądaly w tej rannej mgle tajemniczo i pieknie, Kraków odsłaniał przede mna nowe, jesienno-senne oblicze.
Uwielbiam spać długo i wygrzewać się pod ciepłą kołdrą, lubię wolno pić z rana herbatę z cytryną i miodem (jeśli mam, rzecz jasna, miód pod ręką), ale rozumiem też, dlaczego poranki inspirują ludzi, dlaczego powstają o nich piosenki i dlaczego czasem obowiązkowe wstawanie o 5.30 moze nie być (aż) tak złym pomysłem.
Tym bardziej, że przecież Stare Dobre Małżeństwo w takich klimatach śpiewa od lat. A nie ma lepszej pory roku na SDM niż jesień. Dopiero wtedy można popłynąć z ich muzyką i dać uwieść się słowom.
I tak marząc sobie o dobrym koncercie (takie marzenia nachodzą mnie najczęściej w pracy) natrafiłam na program ROTUNDY krakowskiej i tak! W listopadzie SDM gra!
Idziemy?
Idziemy!
Na dobrą jesień...