Krótko i na temat, czyli moje czysto subiektywne minusy i plusy jogi, z punktu widzenia bardzo sporadycznej jej adeptki.
W jodze po raz pierwszy uczestniczyłam w mediolańskim mieszkaniu znajomej, poznanej przez Couchsurfing, Micheli. Michela proponowała sesje jogi w swoim salonie dla grupy do 8 osób, latem przenosiła ćwiczenia do mediolańskich parków. Po jodze zapraszała na wspólne gotowanie spaghetti i opowiadała o swoich podróżach – pracowała jako dziennikarka i obserwatorka elekcyjna, głównie na Bliskim Wschodzie, ale nie tylko.
Na jodze pojawiłam się też parokrotnie w jednej z mediolańskich siłowni, aczkolwiek to doświadczenie z nieco nachalnie (jak dla mnie) uduchowioną prowadzącą okazało się raczej nietrafione (a współćwiczący patrząc na mnie i mojego chłopaka powtarzali, nawet w dobrej wierze i z sympatią: no tak, w Rosji to wy pewnie takie ćwiczenia od dziecka trenujecie…).
W Krakowie na jogę nigdy się nie wybrałam, a w Poznaniu w Cityzen Klubie udało mi się na zajęcia dotrzeć. Było konkretnie i na temat, była też szybka ashtanga i prowadząca, która w zdrowy i mądry sposób prowadziła zajęcia.
Na podstawie tych kilku, kilkunastu sesji, wyciągnęłam małe wnioski.
MINUSY jogi:
- joga jest kosztowna; świetnie, gdy można skorzystać z karty Multisport, w przeciwnym razie uczestnictwo w zajęciach nieco nadszarpnie nasz budżet;
- przesadzający z głębokimi rozważaniami prowadzący, opowiadający o naszym ukrytym ja, które właśnie znajduje się na plaży, czuje piasek pod stopami, powiew bryzy na twarzy i jest pędzącym w galopie koniem, o którego kopyta rozbryzgują się fale… Przykro mi, taka poezja to nie dla mnie.
- zbyt długie rozluźniające wprowadzenie i jeszcze dłuższe zakończenie, które totalnie usypia a nawet denerwuje; zajęcia ciągną się w nieskończoność, a człowiek zamiast zrelaksowany wraca do domu porządnie poirytowany;
- sto intensywnie pachnących kadzidełek różnej maści zapalonych i rozmieszczonych po całej sali plus zamknięte okno, żeby ktoś się nie zaziębił...; duchota, senność i poddenerwowanie – to uczucia towarzyszące już od początku takiej sesji.
- lekka nuda czasem ogarniająca ćwiczącego, gdy po raz kolejny powtarza tę samą figurę czy sekwencję figur i utrzymuje je przez dłuższą chwilę. A potem jeszcze raz i jeszcze raz.
PLUSY jogi:
- ciekawa forma wyciszenia i relaksu, pozwalająca odsapnąć od trosk życia codziennego, głowa rzeczywiście staje się lżejsza a ciało zdumiewająco się odpręża (najczęściej na sam koniec);
- poczucie odstresowującego rozciągnięcia ciała, lepszej gibkości i wszechogarniającego spokoju (peace & love naprawdę działa!);
- przy odpowiednim prowadzącym zbratanie się z sobą samym, poczucie naładowania akumulatorów i po prostu zatrzymanie się w codziennym biegu;
- poczucie komfortu przebywania z innymi ludźmi, którzy w momencie ćwiczeń wydają się twoimi bliskimi znajomymi, którym naprawdę życzysz jak najlepiej;
- po jodze bardzo dobrze się śpi, system nerwowy zostaje miło ukołysany do głębokiego snu (a niektórym zdarza się już podchrapnąć podczas ostatnich 10 minut wyciszenia ;)).
To moja krótka lista jogowych przemyśleń.
A Wy jesteście za czy przeciw?
Z matą pod pachą radośnie pędzicie na zajęcia czy raczej niechętnie spoglądacie na joginów wykonujących powitanie słońca?