Tak? To zapraszam do Rogalowego Muzeum.
Jeśli jednak męczą Was takie blubry, przełączcie się na wersję polską. I co, łatwiej?
Mnie się strona spodobała i zaostrzyła apetyt na więcej (gwary i rogali!).
A że nasi krakowscy przyjaciele znów do nas zawitali na kilka dni, tym razem zdecydowaliśmy się odwiedzić Rogalowe Muzeum w pięknej starej kamienicy przylegającej do Starego Rynku, z widokiem na Ratusz i koziołki, a wejściem od ul. Klasztornej.
W muzeum usiedliśmy w przestronnej sali z oknami wychodzącymi na Pręgierz. Turystów zebrała się całkiem spora grupa (sobota godz.11.10), a wśród nich byli również goście z Niemiec, dla których znalazł się na szczęście tłumacz, który starał się przełożyć zawiłości gwary i sypiących się jak z rękawa ironicznych żartów. A był to nie lada wyczyn!
Wszyscy poproszeni zostali o czynny udział w pokazie tworzenia rogala świętomarcińskiego, prowadzący nie oszczędzili warszawiaków, opolan, krakowian, gdańszczan, ani samych poznaniaków (gościom z zagranicy też się nie upiekło;)). Nieważne, czy byłeś w zaawansowanej ciąży, czy byłeś 6-letnim urwisem, czy może nosiłeś siwe włosy i szary habit, czy właśnie skończyłeś 30. Musiałeś wałkować, nakładać masę, zawijać ciasto, czy wykrawać z niego trójkąty. (Mój świeżo upieczony trzydziestolatek bawił się wyśmienicie znęcając się wałkiem na cieście i dumnie nosząc budyniówkę na głowie, a i krakowscy goście doskonale poradzili sobie z zawiłościami poznańskiej mowy, której elementów nie brakowało w kulinarnej opowieści).
Całość trwała niecałą godzinę (koszt pokazu to 14 zł, pokaz w połączeniu z oglądaniem koziołków o 12.00 kosztuje 2 zł więcej). Było sporo śmiechu i poznańskich docinków, ale z umiarem, tak by każdego rozbawić ale nie obrazić.
A my wyszliśmy z pokazu jak z niezłego kabaretu.
W dobrych humorach i z poznańskim zaśpiewem na ustach.
Poniższa mapka - źródło: http://rogalowemuzeum.pl/