Weselenie się weselnie.
Temat rzeka. Temat częsty, a nawet jeszcze częstszy.
W pewnym momencie życia zaczyna się. Rusza lawina zaproszeń na śluby i wesela. Najbliższi przyjaciele, nieco dalsi znajomi, rodzinka, wszyscy podejmują decyzję o ożenku i ochoczo przystępują do przygotowań. Potem w skrzynce lądują zaproszenia, zostają wysłane potwierdzenia przybycia i powoli zbliża sie godzina W.
Najpierw ślub (najczęściej) w kościele. Czasem trafi się bardzo ciekawa msza św. z niezwykle oryginalnym (na plus i na minus) kazaniem, ksiądz pomyli imiona małżonków, zahaczy o politykę, czy wręcz przeciwnie, umiejętnie nawiąże do czytań i do młodej pary… i da do myślenia wszystkim (nie zawsze tym, czym zamierzał).
Potem zdjęcie przed kościołem (w tym momencie najczęściej już ledwo trzymam się na wysokich obcasach, których przecież prawie nigdy nie noszę, no ale trzeba wypaść dobrze! Na balerinki przyjdzie czas później).
I przechodzimy/przejeżdżamy/jesteśmy zawiezieni do sali weselnej. A tam już powitania, życzenia, picie szampana, zbijanie kieliszków. Na ścianach bielą się słodkie gołąbki, ciężkie złote kotary zdobią wielkie białe okna restauracji, krzesła obite są w lejące tkaniny a na ścianach połyskuje tłoczona tapeta. Na bogato.
Każdy gość gorączkowo szuka swojego nazwiska na stołach i zgaduje, z kim przyjdzie mu spędzić wieczór. Na początku wszyscy siedzą nieco nieporadnie, panowie jeszcze w marynarkach, dziewczęta w nieskazitelnie usztywionych fryzurach, uśmiechają się nieznacznie i z godnością.
Państwo Młodzi - o, tu różnie bywa - niektórzy entuzjastycznie wszystkich zagadują, inni nieśmiało siadają na swoich honorowych miejsach, jeszcze inni mają trudności z odnalezieniem się w nowej sytuacji życiowej.
Ale oto wjeżdża na stół rosół i sala się rozkręca. Robi się nieco gwarniej, panowie poluzowują krawaty i nareszcie zaczynają się relaksować, dziewczęa starają się nie poplamić od razu nowo kupionej sukienki.
Po chwili kapela woła wszystkich do powstania, bo czas już na pierwszy taniec. Piosenka została już dawno uważnie wybrana a państwo młodzi przez 3 miesiące ćwiczyli ten numer, musi się udać. Wszyscy wlepiają oczy w sunącą (czy potykającą się) po parkiecie parę, a niedociągnięcia zbywane są uśmiechem i gromkimi brawami. Każdy już przebiera nogami i chce ruszyć w tan… i wreszcie jest zielone światło od zespołu, zapraszamy! Skoczne disco nie przeszkadza nikomu i każdy kołysze się do taktu (lub nie), jak umie. Po chwili ‘idziemy na jednego’ i jest przerwa. Za to stoły już uginają się od ciężaru kotletów, pyz, frytek, ziemniaków i surówek… a potem powtarzamy cykl ‘jadło-taniec-jadło’ jeszcze parokrotnie. Nikt głodny (ani trzeźwy) raczej nie wyjdzie, za to następuje pełna integracja, dziewczyny wymieniają się metodami na oczko w rajstopach czekając w kolejce w toalecie a panowie wyzywają się do udziału w innej kolejki, bo przecież trzeba wypić za zdrowie młodych. No i oczywiście kto może pokrzykuje 'Gorzko' (i całe wiązanki wariacji :D).
Około północy wjeżdza piętrowy tort ze słodkimi dekoracjami i biedna para młoda musi go pokroić i nałożyć na talerzyk każdemu, a amatorów tortu nie brakuje (ja też cierpliwie czekam w kolejce)!
A potem (o zgrozo!) czas na oczepiny i (co gorsza!) zabawy weselne. Mój sprawdzony sposób na poprawianie makijażu w toalecie się jednak nie sprawdza, bo przecież jak długo można tam się ukrywać? Gdy więc tańczę wokół panny młodej, która zaraz zamachnie się bukietem, patrzę błagalnym wzrokiem dookoła, byle przypadkiem nie chwycić wiązanki… i za każdym razem żałuję niezmiernie, że znowu mi się nie powiodło! Gdy już jednak szczęśliwie uda mi się niezauważenie przejść przez gry weselne, oddycham z ulgą. Teraz mogę oddać się nieskrępowanym pląsom i zapisać życzenia w księdze gości. Oczy już nieco mi się szklą, ale świat wydaje się słodki, ciepły, pełen miłości i kolorowy. Coraz milej tańczy mi się do kawałków Krawczyka...
I choć przecież rytuał weselny jest każdorazowo bardzo podobny, to jednocześnie każde wesele jest niepowtarzalne. Począwszy od pary młodych, sukienki młodej żony i krawatu męża, poprzez zestaw gości, dekorację sali, lokalizację (polecam spacery w międzyczasie na zasadzie: jadło-taniec-jadło-taniec-spacer-jadło-taniec, itd.!), na pogaduszkach, hitach imprezy (takich zwykle nie brakuje) i torcie kończąc.
Ale wesele właśnie po to jest, by weselić się razem z innymi, dopiero poznanymi ludźmi, bo przecież między nami jest tych dwoje, co tanecznym krokiem rusza na spotkanie nowej przygody!