Zerkacie na nazwę domeny i myślicie, kim jest ta Trzydziestoletnia i dlaczego tak właśnie nazwała swój blog. Czy patrzy na świat oczami 30-letniej kobiety i z tego punktu widzenia o nim opowiada?
Co śmieszne, to samo pytanie zadałam (i zadaję) sobie i ja. Bo dlaczego moment wejścia w czwartą dekadę życia był dla mnie na tyle ważny, żeby założyć blog o tej konkretnej nazwie?
Bo czy ja naprawdę mam te 30 lat? A jeśli tak, to co? Mam zachowywać się dojrzalej, moje decyzje winny być przemyślane i odpowiedzialne, podejmowane nie pod wpływem impulsu (ups...)? Czy moja kariera powinna już wesoło wznosić się na szczyt drabinki, mój status materialny nareszcie osiągnąć próg spokoju, a życie prywatne ustabilizować się? Ale jak w takim razie zdefiniować stabilizację i czy na pewno jest to moje marzenie? Czy jako 30-latka powinnam spełniać czyjeś oczekiwania czy tylko i wyłącznie swoje? A co, jeśli takich oczekiwań nie mam, czy, po prostu, trudno mi jest skrystalizować?
Ten wpis powstał dzięki moim 30-letnim znajomym, ludziom szczęśliwym, choć często na życiowych zakrętach i ze znakami zapytania w duszy. Są wśród nich młodzi rodzice, stroskani choć mimo wszystko pozytywni kredytobiorcy, budujący własne domy, pielęgnujący przymieszkalne ogródki, wegetarianie i miłośnicy tatara z prawdziwej wołowiny ekologicznej, wolni strzelcy i oddani team leaderzy w dużych korporacjach, mówiący wieloma językami, mistrzowie języka polskiego, single, małżonkowie, żyjący w wolnych związkach, wysocy, niscy, sportowcy i kanapoleżący, jest barwny przekrój polskich trzydziestolatków i ich mądre przemyślenia.
Dla kogo ten wpis? Dla każdego, kto pyta... i, przede wszystkim, dla mojego chłopaka, z dedykacją energicznego szturmu progu 30 lat (już niebawem)!
Zaczynajmy!
A od czego?
A od pytań. Zerknijcie na nie i, zanim przeczytacie odpowiedzi innych, na chwilę zadumajcie się (i Wy nastolatkowie, i Wy 40-latkowie, i Wy tytułowe trzydziestki)!
Jak to jest być trzydziestolatkiem? Jak widzicie siebie, a jak inni, wg Was, odbierają trzydziestolatków? Czy wymagania innych wobec Was się zmieniły, odkąd przestaliście być dwudziestolatkami? A Wasze wymagania wobec Was samych?
- Jestem już po trzydziestce, to czwarta dekada życia! To zobowiązuje.
- Nic się nie zmieniło, nic a nic, jestem równie mądra, ładna i wesoła co rok temu.
- Na szczęście nadal mam siły na wiele czynności, typu: spacery, rower, marzę o siatkówce, ale czasu niestety brakuje – wiąże się to z pewnością z prowadzeniem i urządzaniem domu oraz codziennymi obowiązkami jako żony ;). Nie uważam tego za złe. Lubię te wszystkie czynności i dbanie o nasz domek, ale faktycznie doba już jest za krótka, aby robić wszystko.
- Świadomość i wartość własnej osoby jest większa, aczkolwiek w moim przypadku skutecznie została stłamszona w pracy – właśnie się odbudowuję ;).
- Przyciąganie ziemskie jakoś silniej działa na moje ciało (dziwna sprawa!) i trzeba mieć się na baczności, bo wielkie cielsko, zmarszczki i obwisła skóra są już tuż tuż ;).
- Zawsze byłam sentymentalna, ale to, co się czasem ze mną dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie – zrobiłam się ckliwa na różne piosenki z młodości.
- Mam też silne poczucie, że jestem teraz w najlepszym momencie swojego życia i dobrze mi z tym, mam kochanego męża, mamy nasz domek (co było spełnieniem naszych marzeń), mam wciąż rodziców i do niedawna miałam nawet troszkę pieniędzy (do czasu kredytu;)), poza tym jeszcze mnie ząb czasu aż tak mocno nie nadgryzł. Normalnie portret Kobiety Prawie Spełnionej – jeszcze tylko dzieciątko i małe zmiany w pracy i będzie lux torpeda.
- Jako trzydziestolatka mam poczucie bycia bardziej poważną i rozsądną, niż byłam kiedyś. Cieszę się, że mam już za sobą etap nauki, praca wydaje mi się ciekawszym zajęciem, daje mi więcej satysfakcji. Mam też teraz większy spokój w sobie niż kiedyś, pewnie dlatego, że sporo udało mi się już osiągnąć i wiem już, w którym kierunku chcę iść przez życie. Bycie trzydziestolatką daje duże możliwości doświadczania tego, co jest dookoła. Gdy nie ma się jeszcze zbyt wielu zobowiązań w tym wieku, świat stoi otworem. Nic tylko brać. W głowie mam już wszystko poukładane. Wiem, czego chcę, co jest dla mnie ważne, jakie wartości cenię i kim chcę się otaczać. Mam wrażenie, że etap "mieć" i etap "odnaleźć się czy zorganizować się" mam już za sobą. Teraz, mając taki porządek, pozostaje mi skupienie się na byciu (etap "być") i czerpaniu z tego, co jest i co przyniesie następny dzień.
- Bycie trzydziestolatkiem oznacza, że się przejmuje wartę. Rodzice (i tym bardziej dziadkowie) przestają już być sprawni, sami wymagają coraz większej pomocy i opieki. Decyzje podejmuje się naprawdę samemu i mają one znacznie poważniejsze konsekwencje. Sprawy trzeba brać w swoje ręce, świata nikt z nas nie zmieni. Zwiększa się zatem odpowiedzialność, ale i doświadczenie i pewność. Wbrew pozorom to stan, który przynosi ulgę. Ma się bowiem większą sprawczość.
- Tak, odpowiedzialność... Okazuje się, że nie jesteśmy samotnymi wyspami. Mamy kogoś, o kogo trzeba się zatroszczyć, wyszliśmy z wieku młodzieńczego, opierzyliśmy się, teraz zmieniają się role i my jesteśmy tymi dorosłymi. Pilnujemy rachunków rodziców/babci, ich opłat, umów, prowadzimy swój dom, ale kontrolujemy dwa inne. I w tym wszystkim najważniejsza świadomość - to już tak będzie. Za czasów przed okołotrzydziestych byliśmy "odpowiedzialni" za siebie, rodzina nam pomagała, a my mieliśmy wszystko "chwilowe" - teraz większość decyzji ma skutki "na stałe" lub "na dłużej", więc decyzje są trudniejsze.
- Dla mnie największa różnica to "jesteś po 30? dałabym/dałbym maks 25" - jakby ta trzydziestka znaczyła, że jestem już stara!
Czy bycie trzydziestolatkiem zmienia coś w życiu? Czy zmienia Wasze patrzenie na świat?
- 30 lat to taki wiek, kiedy człowiek uświadamia sobie, że nie chce budzić się w każdy poniedziałek z grymasem na twarzy i przy kubku smutnej kawy powtarzać sobie "jeszcze tylko 5 dni i znów piątek, piąteczek, piątunio..." Dla mnie to najwyższy czas na zmianę profesji, gdyż po raz pierwszy doświadczam zawodowego wypalenia, a jednocześnie taki czas, kiedy czuję, że jeszcze wszystko przede mną i najlepsze czeka tuż za rogiem ;).
- U mnie to w ogóle będzie skomplikowane, bo większą część życia po trzydziestce spędzam w ciąży i szykuję się do większej rewolucji, niż tej wynikającej z metryki ;), więc czasem nie wiem, co było pierwsze, a co wynika z czego.
- Myślę, że ciekawą zmianą jest świadomość ciała - z zaletami i wadami tej świadomości. Wiem, jak działa, znam je dobrze, rozumiem je, ale też widzę, że się męczy, że wymaga więcej pielęgnacji. Że szybciej widać po mnie nieprzespaną noc, niż gdy miałam 23 lata, że 2 w nocy na imprezie to już szaleńczo późno, gdy jeszcze 3 lata temu 2 w nocy to była taka "wczesnoprzyzwoita" godzina powrotu.
- Na pewno dużą zmianą jest to, że w okolicach trzydziestki podejmujemy pracę mniej lub bardziej na stałe. Jasne, zwykle podejmowaliśmy ją wcześniej, ja okołoetatowo zaczęłam pracować w okolicy 25 lub 26 urodzin, ale w okolicy trzydziestki okazało się, że etat ma bardziej sztywne godziny, że jeśli rano do pracy, to wieczorem max 2 piwa i powrót do domu najpóźniej o północy. Tak więc, dla niektórych, robimy się nudni. Dla mnie to nie nuda, tylko jakieś poczucie odpowiedzialności - mam pracę, dom, rodzinę, nie mogę sobie pozwolić na zarwanie nocy, bo potem mi się efekt domina włącza i wszystko leci.
- Co dla mnie jest super, to pewnego rodzaju swoboda finansowa. Przeszłam przez różne stany portfela i teraz, mimo iż zarabiam raczej mniej niż większość moich znajomych, żyję wygodnie, stać mnie na zachcianki, na lunche w mieście, na kino, teatr, koncert, spontaniczny wyjazd do Kopenhagi czy remont kuchni. Nauczyłam się posługiwać pieniędzmi, poznałam swoje potrzeby, nauczyłam się nieźle gotować, nieźle piec, wydreptałam ścieżki zakupowe. Zeszła dekada nauczyła mnie ostrożności finansowej, ta - korzystania z pieniędzy, teraz w wieku trzydziestu lat łączę jedno z drugim i jest fajnie.
- Patrzymy na świat inaczej niż nasi rodzice - rodzina to dla mnie nie jest ograniczenie "już nie będziesz tak mogła podróżować w sposób szalony jak dotąd", raczej "znajdę sposób, by zapewnić dziecku i nam wygodę i bezpieczeństwo w tych szalonych podróżach", rodzina daje nowe możliwości i chętnie korzystam z tego, co świat i współczesna wiedza oferują w dziedzinie ułatwiania życia - chusta zamiast czteropiętrowego wózka, karmienie cycem zamiast sterylnie przygotowywanego mleka modyfikowanego, smartfon zamiast książki, mapy i telefonu.
- Wszystko tak pięknie zależy od nastawienia. Można patrzeć na świat oczami kury z hodowli klatkowej albo - bez jaj - brać świat garściami. A świat przecież tyle daje, mimo że oferta jest zupełnie inna od tej sprzed 10 lat... I tak, nie będę wciąż próbującym nowych dróg stażystą, 2-miesięczno-wakacyjnym lekkoduchem albo adeptem półrocznego kursu rzeźby w piaskowcu, ale mogę być kieraskiem w korpo (ha!), organizatorem rodzinnych eskapad do Kazachstanu albo świadomym odbiorcą sztuki wysokiej. Ot, bo mogę! Po trzydziestce stać mnie na więcej. Nie finansowo - świadomościowo. Uczę się języka definiowania pojęć: mam więcej narzędzi do nazywania czego nie chcę i pokazywania paluchem tego, o co mi chodzi, do czego dążę. Dzięki temu nie boję się przyszłości. W końcu nie jestem kurą... Można też oczywiście narzekać na to, że grawitacja wygrywa z ciałem, że zgaga to już nie jest obce słowo z reklamy, że kac to KAC, że lekarz wita mnie z imienia, że rodzice nie krępują się mówić w mojej obecności o seksie, że 23:00 to "już przecież całkiem późno", że vanitas vanitatum et omnia vanitas, że bla bla bla... Ale takich osób nikt nie lubi, nikt znać nie chce i w ogóle to powinny szybko umrzeć, bo przecież i tak są już stare... ...tak sobie o tym myślę w wielokropkach, wklepując krem 30+ w opuchniętą gębę po kolejnym wspaniałym weekendzie!
A zatem co nam pozostaje?
W okolicach trzydziestki ludzie lubią robić listy, podsumowania, przechodzić pierwsze kryzysy wieku średniego. Ja też coś w ten deseń zrobiłam, ale raczej na pozytywnie - zamiast liczyć, ilu to firm nie założyłam i ilu to stanowisk kierowniczych nie zajęłam, przemyślałam, ile to dobrych relacji udało mi się utrzymać mimo odległości czasowej i przestrzennej. I zrobiłam małe przetasowanie, przewartościowanie? Nie wiem, jak to nazwać. Wydaje mi się, że trzydziestka to taki moment, kiedy warto uznać, że jest się na niektóre rzeczy za starym i nie warto na nie tracić czasu. Ja np. uznałam, że jestem za stara na brnięcie w relacje, które mnie wysysają, które o mnie nie zabiegają, które krzywdzą i pozostawiają nieszczęśliwą. Nie mam cierpliwości i rozumiem już, że naprawdę czasem lepiej odpuścić, nie starać się wszystkich zadowolić, lepiej mieć mało a dobrze, niż dużo a średnio. I to chyba jest kwestia wieku, przez lata dwudzieste zbieramy kapitał, w latach trzydziestych życie nieco zwalnia, bardziej skupiamy się na jakości. Nie chce mi się zabiegać o względy ludzi, którzy nie zabiegają o moje względy, nie chce mi się poświęcać czasu i energii tym, którym się nie chce poświęcać czasu i energii na relację ze mną...
Może to brzmi smutno, ale właśnie nie jest smutne, właśnie jest pozytywne - zamiast zamartwiać się, że ktoś nie zadzwonił, nie napisał, nie zaprosił, wolę się skupić na tych, co napisali. I pogodzić się z losem i z tym, że dorośliśmy, drogi się rozeszły, daliśmy sobie, co mieliśmy dać w burzliwym okresie dwudziestoletnim, ale teraz już nie mamy poza chwilami w przeszłości za wiele wspólnego i już :)!