No tak, zgadza się i trudno z tym zdaniem polemizować.
Czekamy niecierpliwie na te dni pełne rozmów, jedzenia, prezentów. Robimy listy, co należy wysprzątać, co kupić, kogo obdarować, co komu jest potrzebne. Wieszamy kolorowe światełka, stroimy dom w bombki i gwiazdkowe wieńce, pieczemy ciasta i pierniki. Spędzamy ze znajomymi kolejne wieczory na wigiliach Wigilii, planujemy czas poświąteczny i Sylwestra, jeśli akurat uda nam się wybrać dni wolne od pracy.
W Wigilię lądujemy w domach naszych nabliższych albo gościmy rodzinę u siebie. Nagle nasza (a przynajmniej moja) raczej ułożona i cicha codzienność staje się zatłoczona, na każdym metrze kwadratowym jest wujek, kuzyn albo bratanek. Ciszy brak. I brak czasu dla siebie. Choć może o to właśnie chodzi, przecież Święta to jak ekstrakt bycia ze sobą, jest intensywnie, głośno, smacznie...i nieco męcząco. To jakby brać udział w niezwykle przyjemnej a jednocześnie bardzo wyczerpującej imprezie (nie)publicznej. Gdy Święta mijają, prawie zawsze do serca zakrada się żal, że to już, było, minęło, koniec. ...a jednocześnie tęskni się za nieco spokojniejszą codziennością.
Święta są rzeczywiście magiczne, ale też dlatego, że trwają 2-3 dni, gromadzą wszystkich wokół stołu i dobrych słów...i mijają. I to też jest ich plusem.
Po Bożonarodzeniowym szaleństwie można w końcu zwolnić, poukładać rzeczy w głowie, zaplanować chwile dla siebie, powziąć nowe decyzje, posiedzieć przy choince ale już bez gonitwy myśli i poczucia, że znowu z czymś się nie zdąży. Można zatęsknić za najbliższymi, za klimatem, za świątecznym gwarem. Można też się wyspać w swoim łóżku i cieszyć się prezentami (ciepłym blaskiem lampek zamkniętych w bawełnianych kulach czy kuszącym stosem nowych intrygujących książek) i słuchać Amosa Lee (jak zawsze w grudniu i styczniu).
Przed powrotem do pracy (to już jutro!) ogarnia mnie jeszcze taki mały niepokój, czy w nowym roku wszystko potoczy się dobrze, czy obowiązki mnie nie przytłoczą, czy będę umiała bezproblemowo wejść w ten nowy rozdział. Ten pierwszy prawdziwy poświąteczny dzień to takie małe zderzenie z rzeczywistością, która, mam nadzieję jednak, okaże się równie pozytywna jak dotychczas i pozwoli na nowo zanurzyć się w cichej nostalgii i odliczaniu do kolejnych świąt...
Fot. Bartek Wesołowski