Do dzisiejszego postu zainspirował mnie mój kolega z pracy. Zupełnym przypadkiem. Zasugerował, że jego kuzynka tyrknie do mnie (czyli zadzwoni :P) po pracy, żeby porozmawiać o wolontariacie i dowiedzieć się kilku szczegółów. Włos mi się zjeżył i zapytałam, czy mogłaby napisać na mój adres mailowy. Na co kolega, słusznie zresztą odrzekł: jasne, ale pewnie szybciej będzie przez telefon.
Ach!
A ja nie lubię rozmawiać przez telefon.
Taka jest prawda.
W pracy na widok nadchodzącego połączenia (nie mamy telefonów ale komunikatory) drży mi serce i zasycha w gardle, na samą myśl o odebraniu telefonu robi mi się słabo, bo jestem przekonana, że ciągle za mało wiem, by poradzić sobie z roszczeniowym (czy może wcale nie ;P) rozmówcą. Bezpieczniej i spokojniej rozmówić się z nim za pomocą wymiany maili… ale nie zawsze taka forma jest nabardziej efektywna.
Gdy wracam do domu, najchętniej zostawiam komórkę w stanie wyciszenia (i ja sama w taki stan popadam). To fantastyczna wymówka, gdy ktoś dzwoni, a ja (jak można się domyśleć) nie słyszę. Nie mam po prostu siły rozmawiać. Po pracy mówię nieskładnie i plączę mi się język. Telefony, nawet od najbliższych, mnie paraliżują. Piszcie, proszę, smsy i maile!
I nie wynika to z mojego zepsucia czy wygody, po prostu potrzebuję mojego godzinnego buforu, kiedy nie muszę odzywać się do nikogo, przeczyścić umysł i lekko się zregenerować.
Gdy więc ktoś jednak wybierze mój numer, a ja odbiorę, a mój głos wydaje się nieszczególnie entuzjastyczny, wynika to najczęściej ze zmęczenia. Nie chodzi o to, że akurat nie mam chęci z daną osobą porozmawiać (tzn. ogólnie taką chęć mam i owszem, ale czasem wstrzelenie się w moje okienko “po-pracy” jest nie do końca trafne). Czy zatem lepiej nie odebrać i odpisać, gdy jestem nieco bardziej przytomna i na chodzie? Odebrać i odpowiadać smętnym głosem, dbając tylko i wyłącznie o funkcję fatyczną języka? Jak wybrnąć z takiej sytuacji? Przecież jestem osobą towarzyską i chętnie dowiem się co u koleżanki słychać. Czy robię się odludkiem i z czasem nikt już się do mnie nie odezwie? Czy po prostu powinnam dbać o ludzkie relacje w sposób ludzki, czyli kiedy mam siłę i ochotę?
Moja rodzinka (co prawda z trudem ale) z czasem pogodziła się z tą moją niechęcią do rozmów telefonicznych, co w sumie wychodzi nam na dobre, bo dzwonimy do siebie, gdy naprawdę mamy sobie kilka słów do powiedzenia i obie strony czują, że na taką pogawędkę mają chęć. Ale z rodziną można postawić sprawę jasno. Co z innymi?
A jeśli chodzi o połączenia z nieznanych mi numerów, to już całkiem inna bajka, bo najzwyczajniej w świecie nie odbieram i nie oddzwaniam. Czy tym samym tracę okazję na coś fantastycznego w życiu? Czy zaszywam się w katalogu znanych mi numerów?
Czy powinnam być częściej “NA TAK”?