I poczułam się jak w krainie czarów.
I nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady.
Już od wejścia powitał mnie znajomy zapach starych książek, pani bibliotekarka, która zdaje się wyglądać jakby zatrzymała się w czasie, stare katalogi, karty biblioteczne i gazetka ścienna ozdobiona wycinanymi papierowymi literami przyczepionymi na szpilki.
Gdy już ogarnęłam sprawy formalne, zapoznałam się z regulaminami i otrząsnęłam z dziecinnego oczarowania (od zawsze uwielbiałam biblioteki, a szczególnie starą bibliotekę miejską w Margoninie na ul. 22 stycznia), rzuciłam się do eksplorowania tego książkowego skarbca. Na początku trochę mnie przytłoczył, ale możliwość wypożyczenia tylko 4 woluminów nieco mnie otrzeźwiła. Zaczęłam wodzić palcami po wystawie nowości, zaglądać do kryminałów, sprawdzać lektury i pozycje podróżnicze, zerknęłam na romanse, zadumałam się nad reportażami. Co chwilę odkładałam coś na bok, po czym zwracałam na miejsce, myśląc, że jednak znalazłam coś jeszcze lepszego. Ktoś z boku miałby ze mnie niezły ubaw.
W pierwszym rzucie łyknęłam dwa romanse Emily Giffin, lekkostrawne, dietetyczne, szybko konsumowane i niezostawiające ciężkich kalorii ani myśli. Siedem lat później oraz Sto dni po ślubie.
Później zainteresował mnie Autoportret z samowarem Krzysztofa Beśki, książka z dużym potencjałem i nieco niepotrzebnie rozbudowaną fabułą. Dużo wątków, ciekawe tło historyczne i zasadnicze finalne pytanie - naprawdę to już wszystko? Po wszystkich niefortunnych wypadkach głównego bohatera? Zostaje poczucie przesytu z niedosytem. Nie do końca rozumiem, o co w tej książce tak naprawdę chodzi. (Ktoś czytał? Podobała się?)
Następnie dla zmiany kolorytu dorwałam się do Musiałam umrzeć Mariny Achmedowej i tu czułam się na każdym kroku zaskakiwana, począwszy od dziecinnego języka (celowy zabieg), poprzez opis życia w Dagestanie (dla mnie bardzo interesujące) aż do próby zrozumienia muzułamńskich samobójców. Mocna lektura, choć na pozór wydaje się opowieścią dziecka.
Omerta Mario Puzo zachęciła mnie do siebie mroczną tematyką włoskiej mafii i oczywiście nazwiskiem znanem włoskiego pisarza. Jest klimat sycylijsko-amerykańskiej mafii, dobry, wartki styl nieco reporterski ale i zahaczający o analizę psychologiczną bohaterów. Autor pozwala podejrzeć nam zasady zachowania członków grup mafijnych i ukazuje, jak nikogo nie można być pewnym tak do końca. Przyjaciel staje się wrogiem z dnia na dzień, a pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. Otwierająca oczy lektura.
Nie umiałam również oprzeć się powabom kryminału i sięgnęłam po Sophie Hannah Inicjały Zbrodni.
Hercules Poirot, słynny detektyw stworzony przez Agathę Christie, powraca! Zbrodnia jest dość intrygująca, Poirot niezwykle irytujący, ale akcja całkiem wciągająca (no może kilka nieścisłości się wkradło). Nie jest to co prawda styl królowej kryminału, ale całkiem zgrabnie napisana powieść detektywistyczna. Czemu nie?!
Co dalej? Co wypożyczyć? Bo moje ręce rwą się do grzbietów książek na półkach bibilioteki. Co polecacie?
Fot. Bartek Wesołowski