Wiolonczelistę z Sarajewa podarowała mojemu chłopakowi moja siostra. Skoro jednak on był w trakcie czytania innej książki, prezent podchwyciłam ja.
Tytuł nawiązuje do postaci Vedrana Smajlovicia, który przed emigracją do Irlandii Północnej, grywał na wiolonczeli w oblężonym mieście, często Adagio Albinoniego (wspomniane w książce) i nieraz zapewniał oprawę muzyczną na pogrzebach w okupowanej stolicy, co było odważnym czynem (każde nieco dłuższe i większe zgromadzenie ludzi groziło ostrzałem).
Sam Smajlović był oburzony publikacją książki Stevena Gallowaya, w której jego postać i stworzona wokół niej legenda zostały, jak sam mówił, skradzione i wykorzystane (jako ważną tytułową choć raczej poboczną postać).
W książce wiolonczelista w okupowanej stolicy, wstrząśnięty atakiem na ludność cywilną czekającą w kolejce po chleb, decyduje się każdego popołudnia przez 22 dni (by uczcić 22 poległych) o godz. 16.00 grać Adagio, ubrany w smoking, na małym krzesełku, pośrodku ostrzeliwanej ulicy.
Postać ta pośrednio i bezpośrednio wpływa na życie trzech bohaterów, Strzały – młodej bośniackiej snajperki, przed którą niemożliwa sytuacja stawia coraz trudniejsze moralne wybory, Kenana – młodego ojca i męża, starającego się zdobyć wodę dla bliskich w atakowanym mieście oraz Dragana – pracownika miejscowej piekarni, który walczy nie tylko o przeżycie, być móc zjednoczyć się z dawno niewidzianą żoną i synem, ale również o zachowanie swojego człowieczeństwa, w które zaczyna wątpić.
Ksiązka momentami zbliża się niebezpiecznie do pompatycznej ckliwości, ale zawsze o włos udaje się się jej uniknąć melodramatyzmu. Mnie ujęło w niej odwtorzenie realiów okupowanego Sarajewa, na tyle dokładne i plastyczne, że byłam w stanie wyobrazić sobie ulice i budynki, które, póżniej skonfrontowane z wygooglowanymi zdjęciami, wydawały się znajome, choć niemniej wstrząsające.
By pójść za ciosem, zaczęłam doczytywać w encyklopediach, na blogach i stronach informacyjnych wiadomości o konflikcie na Bałkanach i, im więcej o nim czytałam, tym mniej z niego niestety rozumiałam (i rozumiem), ciągle potwarzając sobie, że przecież ludzie ludziom, sąsiedzi sąsiadom nie mogą robić takich rzeczy… och, naiwności.
Skoro apetyt urósł w miarę czytania, chwyciłam za inną książkę, tym razem zbiór reportaży Barbary Demick W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy.
Amerykańska dziennikarka, nagradzana za tę i inne książki, odwiedziała stolicę Bośni wielokrotnie podczas oblężenia i kilka razy już w czasie pokoju (?). Skupiła się na opowiedzeniu historii mieszkańców jednej sarajewskiej ulicy (Logavina), poznała ich tragedie, klęski i małe zwycięstwa każdego dnia w okupowanym mieście, walkę o przetrwanie i dokonywanie małych niemożliwości, by zachować pozory życia w normalnym (!) społeczeństwie, które wspiera się nawzajem (mimo że mąż kuzynki to Serb, piętro niżej mieszka rodzina Chorwatów, a naprzeciw do meczetu codziennie rano wzywa wiernych sąsiad – muzułmański imam). Miasto to kalejdoskop wyznań, narodowości i sytuacji życiowych, które zostają postawione w sytuacji, omalże, bez wyjścia. Demick, ciekawym językim, wartko opowiada o codziennych potyczkach (najpierw szkicując dość klarownie historyczne tło), jak zająć dzieci, by te nie chciały bawić się na ulicy a w zamkniętym ciemnym pomieszczeniu, jak podłączyć gaz i prąd sąsiadom, jak uzyskać kawę z soi, a schabowy z chleba, jak żyć, by nie stracić nadziei... i przede wszystkim, jak długo można (i czy można) tak żyć.
Mnie książka bardzo poruszyła i swoją tematyką bardzo zaciekawiła. Zaczął mi, najpierw nieśmiało a z czasem bardziej odważnie, krążyć po głowie pomysł odwiedzenia Sarajewa, Bałkanów, a przede wszystkim chcę wiedzieć więcej na temat historii krajów bałkańskich i samego konfliktu.
Jeśli znacie dobre książki, artykuły, blogi, to proszę, dajcie mi o nich znać. Każda sugestia będzie mile widziana.